"Echo" E.K. Blair - historia skrzywdzonej kobiety [Meg]

listopada 20, 2018











Autor: E.K. Blair

Tytuł: Echo

Seria: Czarny Lotos

Wydawnictwo: NieZwykłe

Rok wydania: 2018



Myślałam, że nie może być mocniej niż w „Bang”. Pomyliłam się.
 
  To nie będzie prosta recenzja z uwagi na fakt, że cokolwiek bym nie chciała napisać, w jakiś sposób może okazać się to spoilerem. Poprzednia część pozostawia nas w zawieszeniu. Nie ma tam jakiegoś specjalnego clifhangeru, ale koniec, w którym wszyscy poza główną bohaterką giną, zaskakuje. No bo o czym tu jeszcze pisać? A jednak „Echo” zaskakuje i wciąga ze zdwojoną siłą. Okazuje się, że nie znamy jeszcze wielu tajemnic z przeszłości bohaterów, a i tutaj E.K. Blair dawkuje ich odkrywanie powoli, ponownie wprawiając w osłupienie. Niby „niewinny” początek jest wstępem do tragicznych, przerażających, a momentami nawet odbierających dech zwrotów akcji i kolejnych traumatycznych sytuacji, z którymi Elizabeth przyjdzie się zmierzyć.
 
  Kobieta po utracie wszystkich, którzy się dla niej liczyli – niezależnie czy to ze względu na miłość, czy nienawiść, którą do nich pałała, zatapia się w świecie swoich rozmyślań i chorych urojeń. W tym tomie autorka po mistrzowsku pokazuje, jak zniszczona może być ludzka psychika po przeżyciach, które miały miejsce w dzieciństwie. Bicie, zamykanie w szafie, gwałty i zmuszanie do seksu z przyrodnim bratem to za wiele, szczególnie dla niewinnego dziecka, którym była Elizabeth, kiedy trafiła do tego piekła. Myślę, że nikt po takich traumatycznych wydarzeniach nie pozostałby przy zdrowych zmysłach. I tak też jest z główną bohaterką. Pomimo że teoretycznie jej plan układany przez lata i misternie wykonywany z pomocą Pike’a w dużej mierze się ziścił, to przyniósł ze sobą także ofiary. Declam oraz Pike zginęli, a Elizabeth stała się cieniem. I wtedy jej świat ponownie wywraca się do góry nogami. Elizabeth nie radzi sobie z napięciem ani wspomnieniami, próbuje pomóc sobie poprzez samookaleczenie, seks, poddanie, lecz tak naprawdę jedynie sobie szkodzi.
 
  Nie napiszę wprost, co się dzieje, chociaż pewnych rzeczy łatwo się domyślić, to pozostawię Wam tę przyjemność z odkrywania kolejnych kawałków puzzli, które ułożą się w historię o krzywdzie, cierpieniu i tym, jak życie potrafi dokopać leżącemu.
 
  Ogólnie jestem raczej odporna na ostre opisy i zwykle nie czuję się przygnieciona przez takie sceny, to tak zarówna w Bang, jak i tutaj nawet mnie przerosła ilość okrucieństwa, które autorka zaserwowała głównej bohaterce. Płakałam. Była taki moment, kiedy nie wytrzymałam i łzy przysłoniły mi tekst. Musiałam ochłonąć, pomyśleć. Czy da się znieść tyle cierpienia? Czy można być tak zniszczonym, pustym w środku, żeby reagować na wydarzenia tak, jak czyni to Elizabeth? Czy może jednak da się zapomnieć i żyć w miarę normalnie. Nie chcieć zemsty tak, jak pragnęła jej Elizabeth? Nie niszczyć siebie i wszystkich dookoła.
Nie wiem. Na wszystkie te pytania tylko taka odpowiedź przychodzi mi do głowy. Nigdy nie spróbuję nawet wyobrażać sobie, co czułabym i jak zachowywałabym się na jej miejscu. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by oceniać jej postępowanie, bo tylko ktoś, kto przeżył coś tak drastycznego, może mieć cokolwiek do powiedzenia (a i tu nie do końca, bo każdy człowiek jest inny). Żyjąc zemstą i tak, jak trafnie określa ją inny bohater (celowo nie piszę kto, co i jak ;)) niczym ta mała dziewczynka, której życie zatrzymało się w momencie, gdy była jeszcze z ojcem, podejmowała decyzje takie, a nie inne. Wybierała siebie, jednocześnie prowadząc do samozagłady. Niby dojrzała kobieta, ale emocjonalnie zagubiona, skrzywdzona. Nie miała czasu nauczyć się prawidłowo kochać, nie miała od kogo nauczyć się prawidłowo patrzeć na świat. Może gdyby w odpowiednim momencie trafiła na kogoś, kto pokazałby jej inne życie, może…
 
  Pewnie to, co napisałam, jest trochę chaotyczne, ale ciężko mi okiełznać taką dawkę emocji. Ta książka po prostu zmiażdżyła mnie emocjonalnie. Poruszyła wszelkie możliwe struny w moim sercu i szarpała nimi co rusz na nowo. Brudna, drastyczna, mocno popieprzona (ale zupełnie inaczej niż np. Poniżenie) osiada na dnie duszy, by wzniecić w nas całą gamę uczuć. Dla mnie największym z nich było współczucie. Ściskające za gardło i niemożliwe do opisania, kierowane nie tyle do bohaterki, a raczej do wszystkich, którzy przeżyli podobne piekło. Do tych, którzy nie mieli wystarczająco dużo siły, aby przeciwstawić się oprawcy, ani nie mieli wystarczająco dużo szczęścia, by na swojej drodze spotkać anioła. I może zabrzmi to trochę pompatycznie, ale nigdy przenigdy nie bądźmy obojętni. Nie odwracajmy głowy. Bo przemoc sieje spustoszenie i zostaje w nas do końca życia.
 
 
 Wasza Meg

Moja ocena 5,5/6

Za egzemplarz dziękuję



 
 
 
 
 

You Might Also Like

0 komentarze

Dołącz do nas na Facebooku!

Instagram

Subscribe