"Save us" Mony Kasten w wielkim finale bestsellerowej miłosnej trylogii [Lily]
sierpnia 15, 2019
Tytuł: „Save us”
Autor: Mona
Kasten
Tłumaczenie:
Ewa Spirydowicz
Wydawnictwo:
Jaguar
Część:
III
Ilość stron:
352
Rok wydania: 2019
Opis wydawcy:
Wielki
finał historii miłosnej Ruby i Jamesa.
Czy
mogą ocalić siebie? A może zniszczą się nawzajem?
Ruby
jest w szoku: została zawieszona przez Maxton Hall College. A co
najgorsze, wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialny za to jest
nikt inny, tylko James. Ruby nie może w to uwierzyć - nie po tym,
przez co przeszli razem.
Oboje
muszą się zastanowić, czy światy, w których żyją, nie są dla
siebie zbyt odległe...
~*~*~*~
I
jesteśmy! :D Wielki finał naprawdę dobrej trylogii romantycznej
dla młodzieży. Z przyjemnością przeczytałam całą serię. Było
wzruszająco, romantycznie, namiętnie, czasem nawet i zabawnie.
Każdy tom trzymał w napięciu, co doprawdy rzadko się zdarza, by
je utrzymać w każdej książce na podobnym poziomie. Tu zagrało
wszystko – ciekawi bohaterowie, tok wydarzeń następujących po
sobie, interesująca i wciągająca fabuła oraz, co warte
zaznaczenia, lekki styl autorki, który prowadzi czytelnika płynnie
przez kolejne tomy.
„Bo
teraz już wiem, że każda historia ma co najmniej dwie strony i
trzeba poznać każdą z nich.”
Koniec
części drugiej pozostawia czytelnika w zawieszeniu. Ponownie
wybuchła bowiem bomba w postaci informacji o spreparowanych
zdjęciach Ruby i nauczyciela, przez co dyrektor zawiesza Ruby.
Zdjęciach, które James wykonał na początku całej historii w
„Save me”. Teraz powracają jako niechciany bumerang, przez co
Ruby grozi nie tylko wydalenie z Maxton Hall, ale przede wszystkim
pozbawi to możliwości spełnienia przez dziewczynę marzenia jakim
są studia na Oxfordzie. James ponownie ją zawiódł. Jednak tym
razem chłopak nie poddaje się. Kocha Ruby i zrobi wszystko, by jego
dziewczyna znów była szczęśliwa.
„James
czule odgarnia mi włosy z twarzy.
– Kocham
cię – mówi cicho, odwraca się, otwiera drzwi od strony kierowcy
i wsiada do samochodu.
Nieruchomo
obserwuję, jak odjeżdża, jak znika za zakrętem. Serce mi pęka z
żalu nad nim, nad sobą, nad nami.”
Ta
część obfituje w zdarzenia, które doprowadzą do interesującego
finału. Mamy tu także dużo więcej narracji poprowadzonej z punktu
widzenia pozostałych postaci drugoplanowych. Wydaje mi się, że
autora za dużo chciała przekazać czytelnikowi, nim zakończy tę
trylogię. Troszkę mi tu brakowało wcześniejszego wprowadzenia
tych wątków pobocznych, które miały związek bądź wynikały z
okoliczności i decyzji głównych bohaterów.
„Wszystko
w twoich rękach, James, słyszę ciągle w głowie słowa ojca.
Wszystko w twoich rękach. Skoro wszystko w moich rękach, dlaczego
czuję się taki bezradny? (…) Oczy zachodzą mi łzami.”
Niewątpliwie,
autorka rozwiązuje wszystkie rozpoczęte wątki, zatem pomimo
lekkiego niedosytu, czytelnik powinien być zadowolony z zakończenia jakie nam zaserwowała.
Jak zawsze, podobała mi się kreacja bohaterów, jednak w tym tomie
Ruby i James wkroczyli jakby na jeszcze wyższy stopień. To, w jaki
sposób radzą sobie z problemami, jak James walczy o przyszłość, zarówno swoją, jaki i ukochanej pokazuje, że zaczęli dorastać. To już nie są dzieciaki robiące sobie głupie żarty, lecz młodzi ludzie, którzy mają za chwilę wejść w dorosłe życie. Bardzo dobrze została też wykreowana relacja
rodzinna obojga, poprzez kontrast pomiędzy rodzicami poszczególnych bohaterów. Z jednej strony wspierający, kochający rodzice, z drugiej ojciec, dla
którego fortuna i nazwisko znaczyły więcej niż własne dzieci.
Również styl niezmiennie sprawia, że czyta się te powieści
płynnie i lekko.
„Na
myśl o wspólnej przyszłości serce bije mi szybciej. Widzę ją
wyraźnie oczami wyobraźni: Ruby i ja w naszym wspólnym mieszkaniu,
i pocałunek, zarazem codzienny i romantyczny. Są w nim uczucia i
zażyłość powstała w ciągu lat. Na tę myśl przeszywa mnie
przyjemny dreszcz.”
Autorka
porusza poważne tematy w sposób przystępny dla młodzieży do
której ta trylogia jest skierowana. Warto również, by przeczytali
ją rodzice i zastanowili się, czy czasami nie popełniają tego
samego błędu co Mortimer Beaufort. Każdy z nas ma swoje marzenia.
Ważne, byśmy je realizowali my sami, a nie usiłowali je spełnić
poprzez dzieci. One również marzą, pragną, kochają. I choć
całkiem możliwe, że ich cele nie będą tożsame z naszymi, to
wspierajmy dzieciaki w ich dążeniach. ;) Polecam Wam, drodzy
czytelnicy tę serię z całego serducha.
Moja
ocena: 5/6
Lily
0 komentarze