"Architektura uczuć" Meg Adams, czyli idealne połączenie romansu z thrillerem [Ann]
sierpnia 25, 2019
Tytuł: „Architektura uczuć”
Autor: Meg Adams
Wydawnictwo: NieZwykłe
Wydano: 25.05.2019
Stron: 365
~*~*~*~
Opis wydawcy:
Kiedy
David Arnaud, światowej sławy architekt, przyjeżdża do Polski,
aby zrealizować prestiżowy projekt, nawet nie podejrzewa, że ta
wizyta na zawsze odmieni jego życie. Niezdolny do miłości i
nieskory do kompromisów mężczyzna zostaje zmuszony do współpracy
z odważną i zadziorną Oliwią. Początkowa niechęć przeradza się
w zmysłową grę o dominację, nie tylko na płaszczyźnie
zawodowej. David jednak skrywa tajemnicę, która może sprowadzić
na nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Wplątany przez przyjaciela w
brudne porachunki, nieświadomie stawia na szali życie zarówno
swoje, jak i Oliwii.
~*~*~*~
Istnieją
książki, które łamią serce, doprowadzają do rozstroju nerwowego
i pełnego irytacji zgrzytania zębami. Takie, które w pewnej chwili
masz ochotę wyrzucić przez okno, by za moment biec i ze skruchą
zbierać je z ziemi. Taka właśnie jest „Architektura uczuć”.
Choć z uporem maniaka powtarzam, że nie lubię i nie czytam
romansów, czasem zdarza mi się zrobić wyjątek. Tutaj właściwie
nawet nie musiałam specjalnie się przekonywać: przyciągnął mnie
już sam pomysł autorki, wymieszanie elementów romansu z zagadką
kryminalną, tajemnicami z przeszłości i nutą niepewności.
Zacznijmy jednak od początku.
Akcja
powieści toczy się w Polsce, a dokładniej w Krakowie, który w
wizji pokazywanej nam przez Meg Adams właściwie ożywa, staje się
dodatkowym bohaterem tej opowieści, bez którego nic nie byłoby
takie samo. Wraz z Davidem i Oliwią poznajemy klimatyczne zakamarki
tego pięknego miasta. Widać, że autorka doskonale zna miejsce, w
którym osadziła akcję. O wiele lepiej czytać o naszym rodzimym
Krakowie, którego autentyczność wręcz wypływa z kart książki,
niż o jakimś zagranicznym, nieokreślonym miejscu, które równie
dobrze mogłoby być jakąś randomową lokalizacją.
Kolejnym,
co urzekło mnie w „Architekturze uczuć” jest główny bohater.
David Arnaud to mężczyzna pełen sprzeczności, skrywający w sobie
głębię, którą odkryć mogą tylko wybrani. Na co dzień zimny
drań, odnoszący sukcesy w świecie architektów, jak wydawać by
się mogło nieskory do miłości, skrzywdzony wydarzeniami z
przeszłości cynik. Z drugiej strony mężczyzna skłonny do
poświęceń i narażania własnego życia dla ratowania ukochanej
kobiety czy pomocy przyjacielowi. Przyjeżdża do Polski zwabiony
chęcią udziału w tworzeniu prestiżowego projektu, nie
spodziewając się, że ten wyjazd wywróci jego życie do góry
nogami. Zostaje wplątany w intrygę rodem z powieści kryminalnych.
Niektórzy mogą zarzucać, że przecież zwykły architekt to nie
żaden tajniak, jednak David ma za sobą udział w innej sprawie, co
rozbudziło w nim pewne instynkty. Nie bez znaczenia jest też jego
przyjaźń z agentem – Richem.
David
zostaje zmuszony do współpracy przy projekcie z młodą panią
architekt z Polski – Oliwią Wróblewską, która od samego
początku wydaje się do niego negatywnie nastawiona. Przy każdym
ich spotkaniu wręcz iskrzy, a ich starcia okraszone są dawką
ciętych ripost. Jak się wkrótce okazuje, Davida i Oliwię łączy
nie tylko wspólny projekt i wykonywany zawód, ale pewne
niedokończone sprawy z przeszłości.
Oliwia
jest ambitna, pyskata, pewna swojej wartości. Różni się od
zazwyczaj spotykanych na kartach romansów szarych myszek, które
muszą być ratowane przez księcia na białym koniu. Taka kreacja
sprawia, że kobieta zapada nam w pamięć i nawet po kilku
tygodniach od lektury „Architektury uczuć” pamiętam niektóre z
jej ciętych ripost. Nie jestem wobec niej bezkrytyczna, zdarzały
się sceny, w których irytowała mnie swoim niezdecydowaniem, ale
doskonale wiem, że właśnie takie są kobiety. I myślę, że gdyby
chodziło o inną powieść, nie miałabym tych negatywnych odczuć,
ale nie oszukujmy się, zbyt mocno od początku sympatyzowałam z
Davidem, więc Oliwia była na straconej pozycji.
Na
kartach powieści możemy obserwować rodzące się pomiędzy tą
dwójką uczucie. Z początku dzikie i pełne namiętności, powoli
przeradzające się w dojrzałą, gotową do wyrzeczeń miłość.
David również przechodzi przemianę: z cynicznego drania staje się
mężczyzną gotowym zrobić wszystko dla swojej kobiety. Chociaż
bardzo przypadła mi do gustu jego początkowa wersja, ten ostateczny
efekt też poruszył pewne struny w moim sercu.
Muszę
przyznać, że Meg Adams udało się to, co udaje się niewielu
autorkom: sprawiła, że przywiązałam się do bohaterów, a ich
przeżycia wzbudzały we mnie wyraziste emocje. Może nie jestem
obiektywna, może nie widzę wad Davida, ale to sztuka: pisać tak,
by czytelnik zapomniał podczas czytania o całym świecie i chłonął
toczące się wydarzenia jakby dotyczyły realnych osób.
Nie
mogę nie wspomnieć o stylu pisania autorki. Meg posiadła
umiejętność czarowania słowem, jej zdania są rozbudowane, kiedy
trzeba umieszcza w tekście barwne porównania, a czytelnik ma
wrażenie, że płynie przez kolejne strony, aż w mgnieniu oka
dociera do końca. Dodatkowym atutem jest też podzielenie powieści
na rozdziały z perspektywy Oliwii i Davida, dzięki temu możemy
lepiej poznać odczucia tej dwójki i wejść do ich głów.
Trzecioosobowa narracja nie daje nam takiej możliwości.
Komu
mogę polecić „Architekturę uczuć”? Na pewno fankom romansów,
w których erotyka jest tylko dobrze skomponowanym dodatkiem do
bardziej rozbudowanej fabuły. Nie powinny zawieść się również
osoby, które lubią książki z wątkiem kryminalnym i elementami
thrillera. Dla mnie „Architektura uczuć” była strzałem w
dziesiątkę. Idealne proporcje romansu, tajemnic z przeszłości,
dramatu i zmagań z psychopatą stworzyły powieść, do której
wrócę jeszcze nie raz. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że
to bardzo udany debiut i warto dać mu szansę.
Moja ocena: 9/10
Autor: Ann
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Niezwykłe
0 komentarze