"Mój Torin" K. Webster [Lily]
sierpnia 14, 2019
Tytuł: „Mój Torin”
Autor:
K. Webster
Tłumaczenie:
Maciej Olbryś
Wydawnictwo:
Niezwykłe
Ilość
stron: 270
Rok
wydania: 2019
Opis wydawcy:
Jestem dziwadłem, odmieńcem, nigdzie nie pasuję.
Jestem samotna, nikt mnie nie kocha.
Jednak szczęście jest tak blisko, prawie mogę go posmakować.
Aż nagle zjawia się on.
Jest przystojny i bogaty, stanowi uosobienie męskości.
Ma smutne brązowe oczy i niesamowity uśmiech.
I chce, żebym uciekła razem z nim.
Skrywa swoje intencje.
Motywy jego postępowania są niejasne.
Ale ja i tak z nim odchodzę, bo tu nie jestem szczęśliwa.
Jego obietnice są zbyt piękne, by mogły być prawdziwe.
Zamek. Fortuna. I konie.
To wszystko jest zbyt proste.
A w moim życiu nic nigdy nie jest proste.
W czym tkwi haczyk?
Zawsze jest jakiś haczyk.
~*~*~*~
„Mój Torin” to moje pierwsze
spotkanie z twórczością K. Webster. Książka przyciągnęła mnie
w pierwszej kolejności enigmatycznym opisem, który mnie
zaintrygował. Rzadko się bowiem zdarza, by opis tak niewiele
zdradzał. Również tajemnicza okładka spowodowała, że poczułam,
iż może to być historia inna na tle romansów. Jest to również
kolejna
w ostatnim czasie książka, która przybliża nam nieco ludzi
chorujących na autyzm. Sama fabuła okazała się ciekawa, choć
specyficzna i niecodzienna. Ma ona swoje wzloty i, z przykrością to
muszę stwierdzić, również spadki. W czym rzecz?
Autorka jako główną bohaterkę
umiejscawia przede wszystkim Casey. Kokainowa Casey, jak określa ją
otoczenie, pojawiła się na świecie na głodzie narkotykowym. Jej
matka bowiem była narkomanką. Zostawiła niemowlę w Święta
Bożego Narodzenia w żłóbku przy kościele wraz z woreczkiem
drobnych i liścikiem z jej imieniem. Tam właśnie, przemarzniętą
dziewczynkę znajduje diakon, który niedawno stracił żonę. Sam
nie mogąc przygarnąć dziecka, przekazuje je policji w nadziei, że
trafi do dobrego domu, w którym będzie miała wszystko, czego on
sam nie był w stanie jej dać. Niestety, Casey przechodzi od jednej
rodziny zastępczej do kolejnej, aż trafia pod opiekę mężczyzny,
który nigdy nie powinien być rodzicem zastępczym.
„Mała Casey. (…)
Zasługuje na kogoś lepszego niż
chorego wdowca, pogrążonego w żalu oraz depresji. Zasługuje na
życie. To samo życie, które widziałem w jej oczach. Zasługuje na
więcej. Wyślę ją w świat, w którym to wszystko może dać jej
ktoś inny.”
Wszystko ulega zmianie, kiedy Casey przez
przypadek poznaje tajemniczego i dziwnego człowieka w kapturze.
Niedługo potem, na progu jej tymczasowego domu zjawia się Tyler
Kline, składając jej ofertę, której nie potrafi przyjęcia
odmówić. Każde miejsce będzie dla niej lepsze niż to, w którym
obecnie się znajdowała. Zresztą, dziewczyna i tak ma swoje plany,
które zamierza wprowadzić w życie, gdy tylko za kilka tygodni
osiągnie pełnoletność. Kilka
chwil w innym, lepszym być może,
miejscu wydawała się dobrym wyjściem.
Gdy trafia do posiadłości bez okien,
okazuje się, że to nie jedyne dziwactwo jej nowego domu. Jej nowy
opiekun ma bowiem brata, który krzyczy znienacka, nie mówi, wędruje
po domu ukrytymi korytarzami i zostawia Casey jednocentówki. Jak się
okazuje, mężczyzna jest wysoko funkcjonującym autystą.
Inteligentny i mądry człowiek uwięziony we własnym ciele reaguje
na dwie osoby – swojego brata Tylera i właśnie Casey. Jak
zakończy się historia tej trójki? Tego będziecie musieli
dowiedzieć się sami, sięgając po książkę. ;)
„(…) Nie potrafię go
rozszyfrować. Jest dla mnie enigmą. Musi coś ukrywać. Ludzie nie
są tak mili przez cały czas.”
Autorka w niniejszej powieści
zastosowała narrację pierwszoosobową, zaś fabułę poprowadziła
z trzech punktów widzenia – Casey, Tylera i Torina. Dzięki temu
zabiegowi czytelnik jest w stanie lepiej zrozumieć bohaterów i
motywy ich postępowania. Każda z postaci ma swoje problemy, z
którymi się boryka i własne powody, dla których podejmuje
określone decyzje.
Webster wykreowała niejednoznacznych i
różnorodnych bohaterów, którzy mimo odmienności idealnie do
siebie pasowali. I choć to Casey została postawiona w centrum, to
moje czytelnicze serce całkowicie zdobył Torin. Ta postać została
tak dobrze napisana, że mogłabym czytać całość wyłącznie w
jego narracji. To, moim zdaniem, najciekawszy bohater w tej książce.
Mężczyzna, który kontaktuje się ze światem za pomocą
technologii sprawił, że z napięciem śledziłam tok wydarzeń.
Kilkukrotnie mu współczułam i to nie ze względu na chorobę, lecz
na to, w jaki sposób względem niego postępowała Casey, a nawet
Tyler.
„– Masz to, czego potrzebowałeś?
– pyta brat.
– Casey-Casey – odburkuję, a on
wzdycha.
– Jej wizyta jest dopiero w
przyszłym miesiącu – odpowiada. – (...) Pomyślałem tylko, że
moglibyśmy pojechać tylko we dwóch.
Chcę mu powiedzieć, że to właśnie
on jest jedynym powodem, dla którego lubię piątki. Mam to na końcu
języka. Te słowa łaskoczą mnie i pragną wydostać się na
zewnątrz, ale zaciskam zęby oraz dłoń w pięść, po czym uderzam
nią w deskę rozdzielczą.”
Ten aspekt historii, dotyczący
intymności jaka połączyła Tylera i Casey,
wyjątkowo nie trafił w mój czytelniczy gust. Uważam, że
wykreowana przez autorkę relacja pomiędzy tą
dwójką bohaterów nie powinna
mieć miejsca zważywszy, iż mamy tu do czynienia z opieką nad
nieletnią. Nie została też w żaden sposób określona, jako
niewłaściwa i tego mi zabrakło, skoro już został taki wątek
wprowadzony.
Sama główna bohaterka, nawet patrząc
na nią przez pryzmat trudnej przeszłości, nie budzi we mnie
cieplejszych uczuć. Wydała mi się w pewien sposób wyrachowana, a
to jak igra sobie z uczuciami innych spowodowało, że nawet końcówka
nie wywołała zmiany mojego nastawienia względem niej. Tyler
zaś, z jednej strony pragnie by jego brat miał przy sobie kogoś,
na kogo by zareagował, otworzył się i nawiązał więź, z drugiej
sam zaczyna odczuwać coś względem podopiecznej, w dodatku
niepełnoletniej.
Myślę, że zupełnie niepotrzebnie
autorka usiłowała wprowadzić w tym przypadku do fabuły trójkąt
miłosny. To, co się dzieje poza tym, zbędnym moim zdaniem, wątkiem
jest na tyle dobrze skonstruowane, że po wyrzuceniu pewnych
fragmentów pozostaje zaskakująca, pełna bólu, niespodziewanej
miłości i nadziei historia trojga ludzi dotkniętych przez los.
„Miłość nie jest czymś, nad czym
mamy kontrolę. To ona kontroluje nas. Wypełnia nas i przenika każdą
naszą cząsteczkę, aż jesteśmy w stanie żyć tylko nią i czuć
ją przez każdą sekundę każdego dnia.”
Książka pokazuje, że pomimo tego, jacy
jesteśmy na zewnątrz, najważniejsze jest to, czego nie widać, co
jest we wnętrzu każdego z nas. Niekiedy pozory potrafią przysłonić
piękno i głębię drugiego człowieka. Historia ukazująca
rozkwitające uczucie pomiędzy bohaterami, naukę zamkniętego w
sobie mężczyzny życia w społeczeństwie, odkrywanie poczucia
bezpieczeństwa przez dziewczynę, która nigdy dotąd nie czuła się
kochana. Jest to wielowymiarowa opowieść z przesłaniem w tle. I
pomimo fragmentów, które nie przypadły mi do gustu, uważam, że
ta książka jest ciekawą lekturą, wartą przeczytania. ;)
Moja ocena: 5/6
Za możliwość przeczytania niniejszej książki dziękuję
Wydawnictwu Niezwykłe.
0 komentarze