Walka o samą siebie w powieści "Ważki na kostce lodu" Łucji Wilewskiej [Lily]

października 30, 2018



Tytuł: „Ważki na kostce lodu”
Autor: Łucja Wilewska
Wydawnictwo: Videograf
Data premiery: 22 sierpnia 2018
Ilość stron: 336
Opis Wydawcy: Kim tak naprawdę jestem? Czy tą uśmiechniętą, rozbawioną dziewczyną, którą wszyscy znają? Czy tą drugą: tą smutniejszą, która wciąż się martwi i narzeka?
Życie Marty nie jest usłane różami, choć na pierwszy rzut oka takim właśnie się wydaje: mąż adwokat, dwie cudowne córki, własne mieszkanie w dużym mieście… Dlaczego więc Marta się nie uśmiecha? Czemu nie cieszy się tak jak inni? Czy to dlatego, że mąż wciąż chodzi podenerwowany i wszystko wskazuje na to, że został zwolniony z pracy? Marta czuje, że coraz bardziej oddala się od niego, choć jednocześnie zależy jej na rodzinie. Co stanie się, gdy na jej drodze pojawi się przystojny, zabiegający o jej względy policjant? Czy pozwoli mu wziąć się za rękę i poprowadzić w nieznane? I co wspólnego ma z tą opowieścią tajemnicze zaginięcie jej ojca? Choć od tej tragicznej historii minęło już kilka dobrych lat, a ojciec został pochowany na cmentarzu, to ponownie pojawi się w życiu Marty. I on, i siostra Stella, pracująca na co dzień w szpitalu, który sama żartobliwie nazywa Hotelem Wszystkich Świętych.


~*~*~*~


„Ważki na kostce lodu” Łucji Wilewskiej to moje pierwsze spotkanie z tą autorką. W powieści przedstawia ona losy Marty Sroki, żony Mariusza, i matki uroczych dwóch córek — Julii i Wiktorii.

Marta, dziewczyna ze wsi, jak często dogryza jej mąż, zupełnie jakby miejsce z którego pochodzi definiowało człowieka. Kobieta żyje w nieszczęśliwym związku, jednak wychowana w konserwatywnej rodzinie, nie widzi dla siebie wyjścia z sytuacji. A jednak, pewnego dnia, postanawia zdradzić męża, by choć przez moment poczuć się dobrze. Udaje jej się na chwilę zapomnieć o jałowym związku.


„Wstydzę się sama siebie, swojego wzroku, który widział to, co ja. Wstydzę się również tego, co zaszło, a jeszcze bardziej tego, że to mi się bardzo podobało. Nie potrafię się do tego ustosunkować. Z jednej strony pojawia się wstyd, poczucie winy, grzechu, zażenowania… z drugiej — silna, przemożna chęć pójścia dalej w nieznane.”


Gdy jednak po kolejnej kłótni, Marta zostaje skatowana przez męża, postanawia od niego uciec. Zatrzymuje się u swojej matki razem z dziećmi, jednak jej wolność nie trwa długo. Mariusz pojawia się nagle w domu teściowej i zabiera dziewczynki, zaś Marta, próbując je odzyskać, prawie traci życie. Wszystko ulega zmianie, gdy trafia do szpitala. Tam spotyka  niezwykłą pielęgniarkę, która stara się jej pomóc podjąć ważne decyzje. W tym samym miejscu zawiązuje też znajomość z Adamem, policjantem, który ją uratował i sprawił, że znów zaświeciło w jej życiu słońce.


„To dziwne, ale kiedy byłam z Mariuszem, wciąż widziałam same problemy, niedociągnięcia, zagrożenia. Przy Adamie wszystko jest inne: prostsze, łatwiejsze. Coraz bardziej skupiam się na tym, co mogę osiągnąć, na przyjemnościach życia, problemy stają się jedynie wyzwaniami losu, zadaniami do rozwiązania. Łamigłówkami, które życie zsyła nam dla zabawy i comiesięcznej dawki rozrywki.”


Nie tylko z własnymi problemami musi się zmierzyć główna bohaterka. Na jej życiu kładzie się cieniem nierozwiązana sprawa z przeszłości, dotycząca zaginięcia jej ojca. Po tym jak trafiła do szpitala, Marta doznaje halucynacji, które sprawiają, że podejmuje trudne do wyjaśnienia decyzje i stara się odkryć tajemnice, które wciąż ciążą na sercu jej i najbliższych. Czy jednak drążenie w przeszłości ma zawsze sens?

„Ważki na kostce lodu” to powieść poruszająca poważne problemy społeczne, jak przemoc domowa, znęcanie psychiczne i fizyczne, alkoholizm, uzależnienie od swojego oprawcy. Główna bohaterka musi walczyć nie tylko z mężem, ale i z samą sobą. Między innymi zmaga się z niskim poczuciem wartości, które jest jeszcze pogłębiane przez Mariusza, który się nad nią znęca. Nic więc dziwnego, że kobieta usiłuje znaleźć choć skrawek szczęścia wdając się w romans. Czy możemy ją za to winić?


„Ręce mi drżą, kolana stają się miękkie. Chciałabym wejść na parapet i rozłożyć ręce. Dać się ponieść wiatrowi, niech zaniesie mnie tam, skąd pochodzę. Skąd naprawdę przyszłam.
To tutaj to nie jest moje miejsce.”


Jeżeli chodzi o narrację, niestety poczułam zawód. Choć nie mam określonych preferencji, co to jej typu, to akurat w tym wypadku narracja pierwszoosobowa nie wyszła najlepiej. Brak płynności w niektórych momentach pomiędzy zdaniami, utrudniał mi nieco lekturę. Na szczęście, nie zaważyło to na całokształcie powieści, która się wybroniła dobrze skonstruowaną historią i przesłaniem, jakie ze sobą niesie.

Przyznam też, że początkowo główna bohaterka strasznie mnie irytowała. Wciąż myślałam — weź się dziewczyno w garść, zabieraj dzieci i zostaw drania! Czy to jednak takie proste? Odpowiedź jest, jak to w życiu, skomplikowana. Idealnie sprawdza się tu powiedzenie, iż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I tak jest w tym przypadku. Nie chodzi bowiem o to, by usprawiedliwiać główną bohaterkę, czy też ją napiętnować, ale by zrozumieć, że nikt nie ma prawa nas gnębić, czy to psychicznie, czy fizycznie, a my z kolei, mamy prawo do życia bez strachu. Lecz, do tego by wyrwać się z takiego związku, potrzeba dużej odwagi, bo zawsze będzie pojawiała się myśl — czy dam sobie sama radę? Strach paraliżuje, odbiera oddech, jednak jeżeli nie będziemy w stanie zawalczyć, pewnego dnia może się okazać, że więcej tak nam potrzebnego do życia oddechu nie nabierzemy.


„Teraz to ja muszę założyć spodnie, przywdziać męski, policyjny uniform i dokonać bardzo precyzyjnych i konkretnych ruchów w moim życiu.”


Ta książka powoduje, że czytelnik zaczyna zastanawiać się, czy naprawdę warto w imię wbijanych nam za młodu do głowy, często wyimaginowanych i średniowiecznych wręcz, tradycji niszczyć samych siebie, kawałek po kawałku, aż nie zostanie z nas kompletnie nic — tylko pusta skorupa. Przerażające są też powtarzane przez nas wzorce zachowań, które wchłanialiśmy niczym gąbka wodę w rodzinnym domu. Marta, choć również wpada w małżeństwo przepełnione przemocą, jak jej matka, to jednak rozwiązuje swój problem w nieco inny sposób. Ukazuje to także, jaką desperację mogą czuć osoby, nad którymi się przez wiele lat znęcano, i które czują się bezsilne wobec swego oprawcy, nie widząc znikąd pomocy.


„Byłam zdesperowana. Miałam już tak dość życia, że jeszcze jeden dzień z tym parszywym człowiekiem, a zwariowałabym, zostawiając cię samą na świecie…”


Mam nadzieję, że ta powieść da kobietom, które znajdują się w podobnej sytuacji co Marta, siłę do tego, by wyrwać się z piekła w którym żyją, i że „wytrzymywanie” w takim związku, w imię dobra dzieci, nie jest wcale najlepszym wyjściem. Dorośli mają zwyczaj uważania, iż dzieci niewiele rozumieją i nie widzą, jeśli coś jest w domu nie tak. Owszem, widzą, czują i z pewnością „pełna” rodzina nie zapełni otchłani jaka się otwiera poprzez lęk o to czy ojciec znów uderzy matkę, czy znów będzie kolejna awantura, czy dożyją kolejnego dnia w tym samym składzie…



„Ważki na kostce lodu” to lektura z morałem i nadzieją na lepsze jutro, którą polecam przeczytać nie tylko kobietom, gdyż historia Marty może przydarzyć się każdemu.


Lily



Moja ocena: 4,5/6



Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Videograf.





You Might Also Like

0 komentarze

Dołącz do nas na Facebooku!

Instagram

Subscribe