"Bo jaki sens ma życie, jeśli nie jest przygodą?" - recenzja niezwykłej książki pt. "Mam na imię Jutro" Damian Dibben [Lily]
czerwca 15, 2019
Tytuł: „Mam na imię Jutro”
Autor: Damian Dibben
Tłumaczenie: Janusz Ochab
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 384
Opis Wydawcy: Urzekająca opowieść o odwadze, poświęceniu
i magicznej więzi łączącej człowieka i jego najwierniejszego
towarzysza.
Rok 1815. Zimowy wieczór w Wenecji. Pewien pies czuwa przy katedrze,
mając nadzieję, że wreszcie pojawi się jego pan. Dawno temu
właśnie tu się rozdzielili i tu mieli się spotkać. Minęły
jednak lata, a po panu – lekarzu, chemiku i filozofie, z którym
przemierzył całą Europę, odwiedzając królewskie dwory i pola
bitwy – wciąż nie ma śladu. Pies wyczuwa jednak trop jego
odwiecznego wroga. Porzuca więc w miarę bezpieczne schronienie i
wyrusza w podróż w poszukiwaniu najbliższego mu człowieka.
Z mokrym nosem przy ziemi i wiernym towarzyszem, kundlem wabiącym
się Sporco, u boku musi się spieszyć – by znaleźć pana, zanim
zrobi to ten Zły. I nie może się przy tym nadziwić, że te
dwunożne istoty rządzące światem, które potrafią kochać i
tworzyć takie piękne rzeczy, stać na tyle okrucieństwa. Mimo to
nie traci nadziei i pędzi na swych czterech łapach na ratunek panu.
Bo
czy ktoś może kochać bardziej niż pies?
~*~*~*~
Tym razem zacznę od okładki, bowiem to, jak wiele pracy włożono w nią, jest godne podziwu. A to, co okala treść „Mam na imię
jutro” jest wręcz magiczne i przyciągające wzrok. Mnie również
chwyciła za literackie serce a to, co znajduje się od wewnętrznej
strony sprawiło, iż jeszcze głębiej weszłam w historię o psie,
który przez długie lata swego życia niestrudzenie poszukiwał
dawnego przyjaciela. Niewątpliwie na uwagę zasługuje zarówno
kolorystyka, jak i niejako „streszczenie” powieści poprzez
zamieszczone na okładce grafiki. W centrum wszystkiego, jest
oczywiście nasz Czempion.
„Nadciągają szare chmury, zaczyna się robić chłodniej,
przepada wiosenny nastrój. Czuję się jak idiota, bo spędziłem tu
tyle czasu, wierząc, że dziś wydarzy się coś cudownego. Dlaczego
po tylu latach miałoby się to stać właśnie dzisiaj?”
Pewnego zimowego wieczoru w Wenecji, w roku 1815, mężczyzna
zostawia swojego psa pod katedrą i każe mu na siebie czekać.
Jeżeli kiedykolwiek się zgubią, właśnie w tym miejscu, na
schodach katedry mają się ponownie odnaleźć. Jednak mijają lata,
a pan się nie pojawia, lecz pies zaczyna wyczuwać zapach jego
odwiecznego wroga…
„Vilder siedzi pośród żołnierzy niczym olbrzymia wrona i
ukradkiem znów wyjmuje butelkę z balsamem, upija łyk i chowa ją
do kieszeni, W tle wznosi się wielka kopuła katedry. Mojej katedry.
Każda cząstka ciała, każdy mięsień, ścięgno i włos drżą mi
z niepewności, pozostaję jednak na miejscu.”
Już na początku dowiadujemy się, iż czekający na swego pana pies
odbył podróż przez wiele żywotów. Historia rozpoczyna się od
niejako ostrzeżenia. Kiedy to na brzeg wypływa ciało kuriera
wzięte przez chwilę omyłkowo za człowieka, przed którym zdaje
się, iż pan Czempiona ucieka. Niedługo jednak spotykają Vildera,
człowieka, który może mieć związek ze zniknięciem pana. Postać
ta będzie nam towarzyszyć niemal przez całą powieść, gdyż
wyczuwszy jej zapach, nasz Czempion wraz z kumplem Sporco wyruszają
jego tropem. Może on, bowiem doprowadzić psa do swojego pana.
„Las ciągnie się bez końca, koła brną w koleinach. Wreszcie
zostawiamy za sobą liściaste drzewa, droga się prostuje, nabieramy
tempa, wjeżdżając między iglaki. Towarzyszy nam tętent końskich
kopyt, a właściwie ich echo odbite od drzew, i ostatnie promienie
zachodzącego słońca.”
Narratorem powieści jest nasz Czempion, który wspomina chwile
spędzone ze swoim panem oraz przygody, jakie ich spotkały.
Retrospekcje przeplatane są teraźniejszością, w której żyje
pies. Poznajemy jego przyjaciół, jak choćby wspomnianego wcześniej
kundla Sporco — psiaka zostawionego na brzegu jeszcze, gdy był
szczeniakiem, czy też LaPerlę — suczkę, wyrzuconą z domu po
śmierci jej pani.
„Słyszę radosne szczekanie i znajomy tupot łap. Przesuwam
jedzenie, chowając je w legowisku. Sporco, „bałaganiarz”, jak
go nazywam, to bezpański piec, który często kręci się w pobliżu
izby celnej, szukając resztek.”
Książkę bardzo przyjemnie się czyta. Napisana w narracji
pierwszoosobowej, w całości z punku widzenia naszego Czempiona,
który snuje niezwykle wciągającą opowieść. Wyraziste opisy,
świetne poczucie humoru autora, doskonale skonstruowane dialogi oraz
niekonwencjonalna fabuła sprawiają, że jest to lektura, którą
mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto ceni doskonale
napisaną historię.
„Nie byłem tam, powiedział z żalem w oczach – żalem, który
sięgał daleko w przeszłość, żalem, że on nie był równie
silny jak brat, że zabrakło mu hartu ducha, by wykorzystać życie,
które otrzymał.”
Wraz z psem zwiedzamy różne miejsca, przemierzając świat,
zatrzymując się w czasie, niczym na przystanku autobusowym. Czy
zatem naszemu Czempionowi uda się w końcu odnaleźć swego
przyjaciela, ukochanego pana? Jakie przygody były jego udziałem? I
jaki związek z historią ma złowrogi Vilder? Tego dowiecie się z
lektury. ;)
Cała powieść jest owiana tajemnicą, która wisi nad czytelnikiem
aż do samego końca. Niesie również ze sobą przesłanie, by nie
zatracać się w przeszłości i czerpać z życia, jakie mamy tu i
teraz. Spoglądać z nadzieją w przyszłość.
„To ważna nauka. Nie ma sensu spalać się z powodu
przeszłości. Nie warto bać się kłopotów, które mogą nadejść.
Nie ma powodu, by bać się ich dzisiaj. (…) I jutro – jutro
zaczniemy od nowa.”
Lily
Moja ocena: 6/6
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję
Wydawnictwu Albatros.
0 komentarze