"Muza koszmarów" - Laini Taylor, czyli historia, która zapiera dech w piersiach [Ann]
maja 29, 2019
Tytuł: „Muza koszmarów”
Autor: Laini Taylor
Wydawnictwo: SQN
Wydano: 27.02.2019
Stron: 479
~*~*~*~
Opis wydawcy:
Lazlo
i Sarai nie są już dłużej tym, kim byli. Sarai, Muza Koszmarów,
dopiero odkrywa pełnię swoich możliwości, tymczasem Lazlo musi
dokonać wyboru niemożliwego: ocalić życie ukochanej czy
wszystkich mieszkańców Szlochu? Otwarcie zapomnianych drzwi do
nowych światów zamiast odpowiedzi przynosi wiele pytań – czy
bohaterowie zawsze muszą zabijać potwory, czy mogą je...ocalić?
~*~*~*~
Zdecydowanie
potrzebowałam dawki dobrze napisanej fantastyki. Przekonałam się
ostatnio do romansów, ale jednak powieści fantastyczne mają
zarezerwowane specjalne miejsce w moim sercu, dlatego „Muza
koszmarów” wydała mi się tak interesującą pozycją. Czy
słusznie?
Im
bardziej podoba mi się książka, tym trudniej jest mi napisać o
niej opinię, bo żadne słowa nie wydają się wystarczająco
właściwe. Odczuwam jakiś dziwny, wewnętrzny przymus oddania
powieści sprawiedliwości, co czasem blokuje mnie na dłuższy czas.
Tak było w przypadku „Muzy koszmarów”. Lekturę zakończyłam
już kilka tygodni temu, ale za każdym razem otwierając plik
tekstowy, miałam problem... Choć w głowie kłębiły się setki
przemyśleń i zachwytów, nie potrafiłam ubrać tego w słowa.
Wiecie,
czego najbardziej żałowałam zaraz po lekturze „Muzy koszmarów”?
Tego, że nie przeczytałam wcześniej pierwszego tomu tej historii,
czyli „Marzyciela”. Teraz z perspektywy czasu stwierdzam, że mój
odbiór całości byłby inny, a samo zanurzenie się w wykreowanym
świecie nastąpiłoby łatwiej, bowiem drugi tom jest bezpośrednią
kontynuacją wydarzeń z pierwszej części. Na początku czułam się
przytłoczona ogromem wątków, postaci, rozmiarami świata i odkrywaniem motywów postępowania bohaterów. Na
szczęście autorka na tyle zgrabnie prowadzi narrację i nie pozwala
się nudzić czytelnikowi, dynamicznie rozwijając akcję, że kiedy
już złapałam rytm i przyzwyczaiłam się do bohaterów, po prostu
przepadłam w lekturze tej historii.
Urzekł
mnie sposób budowania przez autorkę świata przedstawionego.
Bogactwo opisów, mnogość szczegółów pozwalają w pełni
zanurzyć się w wykreowanych przez nią realiach. Dodatkowym atutem
jest piękny, wręcz magiczny język, jakim prowadzi narrację. Każde
zdanie ma tutaj znaczenie, a sama powieść może stać się źródłem
wspaniałych cytatów.
„Ulice
były pełne jak żyły, pulsowały niczym pompowane strumienie krwi.
Tłum cisnął się przez miejskie arterie, a potem się z nich
wylewał. Szloch krwawił swoimi mieszkańcami.”
Bohaterowie
„Muzy koszmarów”, nie tylko ci pierwszoplanowi, wydają się
realni, nie są jedynie papierowymi, jednowymiarowymi postaciami.
Popełniają błędy, wyciągają z nich wnioski, nie są do końca
dobrzy lub źli. Najbardziej przykuła moją uwagę historia sióstr:
Kory i Novy, których długą wędrówkę mogliśmy obserwować.
Poznajemy je jako nastolatki, które przez całe życie pragnęły
dołączyć do niebieskich bogów, a później mamy okazję
obserwować ich nieszczęsny los, ciągle zastanawiając się w jaki
sposób ich wątek splecie się z nitkami Lazla i Sarai. I kiedy
wreszcie dochodzi do konfrontacji, jest po prostu epicko.
Bardzo
podobała mi się również kreacja Minyi, potężnej istoty w ciele
dziecka, którą w jednym momencie można nienawidzić, by zaraz
pochylić się z troską nad dźwiganym przez nią brzemieniem.
Poznajemy dokładnie jej motywy i mamy okazję zrozumieć, co
doprowadziło ją do przeobrażenia się w tak odpychającą postać.
Sama
dwójka głównych bohaterów: Lazlo, który teraz stał się
niebieskim boskim pomiotem i odkrywa pełnię swej mocy i martwa
Sarai, towarzysząca mu jako duch dostarczają czytelnikowi mnóstwa
emocji i dają się łatwo polubić. Wciąż im kibicujemy, świadomi
wiszącego nad nimi zagrożenia, nie potrafiąc pogodzić się z
możliwością wiecznej rozłąki. Ich uczucie jest pięknie opisane,
dostarczając czytelnikowi mnóstwa wzruszeń i powodów do
wstrzymywania oddechu.
„Istniało
takie słowo z mitologii: „sathaz”. Oznaczało pragnienie
posiadania czegoś, co nigdy nie mogło być twoje. Oznaczało
bezmyślną, beznadziejną tęsknotę, marzenie ulicznika o byciu
królem i pochodziło z opowieści o człowieku, który ukochał
księżyc. Lazlo uwielbiał tę historię, lecz teraz ją
znienawidził. Mówiła bowiem o pogodzeniu się z niemożliwym, a
tego zrobić nie mógł. Gdy Sarai rozwiewała się w jego ramionach,
był pewien jednego: musiał z tym walczyć.”
„Muza
koszmarów” przedstawia nam fascynującą rozgrywkę bogów, walkę
o władzę i wpływy, a także jej pokłosie i jej ciężar dla
ciemiężonych przez nich słabszych. To opowieść o tym, jak
destrukcyjną siłą może stać się nienawiść i o mocy
przebaczenia. O tym, że każdy wybór ma konsekwencje i jak efektem
motyla wpływa na losy na pozór niezwiązanych osób.
Nie
skłamię, stwierdzając że „Muza koszmarów” wysuwa się na
prowadzenie wśród przeczytanych przeze mnie w tym roku książek.
Mogę z całego serca polecić ją fanom fantastyki, a także
czytelnikom, którzy na kartach powieści szukają emocji i głębszego
przesłania. Jestem pewna, że za jakiś czas ponownie wrócę do tej
pozycji, teraz znając również „Marzyciela”, ponieważ to jedna
z tych historii, które można czytać wielokrotnie, odkrywając w
nich za każdym razem coś nowego.
0 komentarze