RECENZJA GOŚCINNA: "Kłamca 2.8" Jakub Ćwiek [Alpha]
marca 08, 2019
Autor: Jakub Ćwiek
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: SQN
Liczba Stron: 266
Opis:
Ta książka wytnie Wam kilka numerów!
Loki – nordycki bóg kłamstwa na usługach aniołów, a także, mimochodem, bohater sześciu książek, komiksu i gry karcianej – nie ma czasu świętować. Oto bowiem przyjdzie mu się zmierzyć z jednym z największych swoich wrogów. W dodatku na własne życzenie, bo wszystko wskazuje na to, że Dezyderiusza Crane’a, samozwańczego boga popkultury, stworzył omyłkowo nie kto inny jak Loki właśnie.
Teraz rozpoczyna się gra z czasem, tym trudniejsza, że z każdą chwilą nowy bóg coraz lepiej poznaje swoje możliwości. Jego główną mocą jest kontrola nad narracją, a nawet… nad całą opowieścią.
Recenzja:
„Dezyderiusz. Upragniony.
Jestem tym, czego się pragnie, jestem oczekiwanym.
Jestem podażą dla popytu. Jestem...
– …trupem – mruknął Chus.”
„Kłamca 2.8 Papież Sztuk” jest kolejną częścią z serii „Cyngiel Niebios” i tak jak poprzednia część jest w pewnym sensie nowelką, której fabuła (jak z tytułu wynika) ma miejsce pomiędzy tomem drugim, a trzecim. Ta część jest pod każdym względem inna niż poprzednie oraz te, które nadejdą, nie tylko zaskakuje historią, ale również formą. Z tego co dobrze pamiętam, to „Papież sztuk” jest również swego rodzaju przejściem, gdyż poprzednie części autor podzielił historię na opowiadania, które tworzą całą logiczną fabułę. Tutaj w tej części już nie mamy opowiadań, a jedną ciągłą historię i tu właśnie następuje moment przejścia, gdyż (tak jak mówiłam o ile dobrze pamiętam z poprzedniego wydania) kolejne dwie części również tworzą jedną ciągłą historię, tyle że podzieloną na rozdziały.
„– Jak to jest być bogiem, pytasz? – mruknął.
Skinął palcem w stronę drzwi, przekręcając w nich zamek,
na ułamek sekundy, zanim poruszyła się klamka.
– Zabawne, ale do tej chwili nie miałem jeszcze pojęcia.
Ale powiem ci: to fantastyczne uczucie.”
Loki tym razem musi stawić czoła nowemu bóstwu, które może być jak dotąd największym wyzwaniem z jakim dawny As miał styczność i to w dodatku na własne życzenie, ponieważ Dezyderiusz Crane jest w pewnym sensie synem Lokiego. Jak zawsze przy jego boku stoją Eros i Bachus, którzy mogą się okazać niewystarczającym wsparciem dla Kłamcy. Przy pierwszej okazji pozbycia się nowonarodzonego boga, zawalają sprawę, a Crane zaczyna rosnąć w siłę zbierając grono wiernych. Wszystko to starają się ukryć przed aniołami, lecz Loki posiada większą ilość nieprzychylnych mu osób niż przyjaciół, przez co bardzo szybko skrzydlaci orientują się w sytuacji i interweniują.
Wbrew pozorom zakończenie całej historii nie jest takie zwyczajne jak czytelnikowi. Może się zdarzyć, że ta książka nie tylko was zaskoczy, lecz i wpłynie na wybór podczas czytania.
„W końcu Kłamca uznał, że musi się iść przewietrzyć.
Nie zatrzymywali go specjalnie,
bo z każdą chwilą robił się coraz bardziej nerwowy,
a to nie pomagało w poszukiwaniach.”
Nie będę po raz kolejny opisywać postaci, które pojawiły się już w recenzjach poprzednich tomów. W tej ocenie skupię się na niejakim Marcusie Lesterze, a później znanego jako Dezyderiusz Crane. Nowy bóg popkultury jest potomkiem znanych bogów otóż samego Thora i Lokiego. Kłamca, jak to w jego charakterze leży, sprawił swojemu bratu. As przybrał postać kobiety i uwiódł boga piorunów. Tak powstał antagonista tej powieści, którego nie ukrywam bardzo polubiłam. Oczywiście opisana powyżej historia jest wymyśloną na potrzeby serialu „Bóg pośród nas”, który opowiada przedziwnie podobną historię do rzeczywistości z archaniołami i bożkami. Brzmi zupełnie jakby maczały w tej sprawie pewne kłamliwe paluszki.
Nowy bóg oczywiście w żadnym wypadku nie jest na rękę, do tego z każdą upływającą chwilą staje się coraz silniejszy i dąży do osiągnięcia maksymalnej mocy, dzięki której pozbędzie się zamachowców, którzy czyhają na jego życie. W tym celu wyszukuje odpowiednie sceny z życia przypadkowych ludzi, które w jakimś stopniu odpowiadają sytuacjom z filmów. Wtedy Crane obserwuje całe zajście i wchodzi do akcji w zaplanowanym momencie, zyskując nowych wiernych, którzy go czczą.
Narracja z punktu widzenia Dezyderiusza w pewnym sensie mnie bawiła, ponieważ w momencie, kiedy stał się bóstwem narodziło się jego drugie ja, które jest narratorem powieści. Co mnie rozśmieszało? Otóż sprzeczki bohatera z jego wewnętrznym głosem.
„– Skąd pewność, że ten dobroczyńca to nasz gość?
Loki wysunął wykałaczkę językiem, po czym obrócił ją w ustach,
na moment szeroko je otwierając.
– Instynkt macierzyński.”
Z ogromną przyjemnością wróciłam i przeczytałam wznowienie tej części, nie tylko ze względu na to, że jest to moja ulubiona część, ale również dlatego że Ćwiek w tej książce przekracza wszelkie granice! Nie widziałam jeszcze takiej książki. Mamy tu różnie poprowadzone fabuły, różne zakończenia i oczywiście jak zawsze od groma nawiązań do popkultury. Czasem docierając do pewnych punktów czułam się, jakbym grała w grę, a nie czytała książkę, ze względu na możliwy wybór toru w jakim miałaby się potoczyć się historia. To jest niesamowite jak autor zręcznie tworzy historię, tak że wszystko scala się w całość i nawet pojawienie się komiksu. Jak to w przypadku Ćwieka książkę czyta się błyskawicznie dzięki lekkiemu stylowi i wplecionemu humorowi, który powoduje, że czytelnik mimo woli zaczyna się uśmiechać. Podsumowując mój zachwyt nad tą częścią, zakończę to szczerym poleceniem książki, która jest obowiązkowa dla fanów fantastyki oraz wielbicieli Lokiego.
„– Powiedziałbym: Panie, świeć nad jego duszą,
ale tu ani pana, ani duszy, więc…
zapytam tylko:
Jedziemy tam?”
Dodatkowo po całej przyjemności jaką jest zapoznanie się z fabułą „Papieża Sztuk”, na końcu książki została przedstawiona historia Kłamcy. Znajdują się tam ciekawostki nie tylko dla fanów cyklu, lecz także dla początkujących twórców, którzy mogą się przekonać, że wydanie własnej książki jest nie tylko wielkim szczęściem, ale również czasem mocnym kopem od życia. Jak to mówią: Każdy medal ma dwie strony.
Z perspektywy czytelnika, który od jakiegoś czasu już jest fanem twórczości Jakuba Ćwieka, zdecydowanie polecam wam pójść na spotkanie autorskie, jeśli będziecie mieć taką możliwość. To co jest opisane na końcu, może i zawiera historię „Kłamcy”, ale klimatu wieczorku nic nie pobije, tak więc polecam potraktować tą część jako wstęp do najbliższego spotkania z autorem.
Za możliwość przeczytania wznowienia bardzo dziękuję Wydawnictwu SQN.
0 komentarze