"Odkupienie" Kaci Hadesa tom 4 - Tillie Cole [Nymph]
marca 07, 2019
Tytuł: Odkupienie
Seria: Kaci Hadesa
Tom: 4
Ta recenzja jest dla mnie nie lada wyzwaniem i prawdę mówiąc nie mam pojęcia jak ją napisać, aby nie zdradzić zbyt wiele, gdyż w przypadku akurat tej części byłaby to wielka strata dla czytelnika. Nie sądziłam, że to napiszę, ale... "Odkupienie", moim zdaniem, jest najlepszą odsłoną tej serii.
Zaczynając lekturę "Odkupienia" obawiałam się dwóch rzeczy. Po pierwsze bałam się tego, że wątek Katów zostanie umniejszony i w większości fabuła skupi się na sekcie. Na szczęście tak się nie stało. Drugą moją obawą, chociaż właściwiej byłoby to nazwać niecierpliwą ciekawością, było to, czy główny bohater tej części będzie bardziej Riderem, czy Kainem.
"Miałem już dość tej pierdolonej ściemy. Chciałem, żeby ci ludzie byli ze mną szczerzy i konkretni. Miałem dość uprzejmości i manier proroka w tym szambie urojonej wiary. W tym momencie kierowała mną złość. Już dawno nauczyłem się ją kontrolować, by być spokojnym Kainem.
Teraz miałem to wszystko centralnie w dupie.
Prorok Kain umarł. Ta pizda już nie istniała"
I dokładnie tak było!
Niemniej w tej powieści najbardziej zaskakującą postacią jest jej główna żeńska bohaterka, Harmony. Tego wątku nie rozwinę zbyt wnikliwie, nie chcąc zepsuć efektu i uwierzcie mi, w pewnym momencie pociśnie się wam na usta wielkie WTF?!
Szczerze mówiąc w tej części zmieniłam swoje zdanie odnośnie klubu i niemal wszystkich jego członków, zaczynając od samego Styxa. Ich wizerunek przedstawiony oczami Harmony w pewnym sensie mną wstrząsnął i zweryfikował, a właściwie spaczył poglądy na ich temat. Ich postępowanie i pewne dość istotne zdarzenie po prostu pokazało, że tak naprawdę, jak wykrzyczała im Harmony, niewiele różnią się od nawiedzonych członków klanu. A ich kobiety z jednego miejsca przepełnionego przestępczością, przeniosły się do drugiego. Czy nie miała racji? Czy były w pełni wolne? Czy mogły podejmować decyzje, bez zgody partnerów, a co za tym idzie - całego klubu, wobec którego ich partnerzy mieli zobowiązania podlegające kodeksowi? Prawdę mówiąc różnicę stanowiło to, że nie bito ich i nie gwałcono, ani nie stosowano żadnej przemocy fizycznej, były w związkach z facetami których z wzajemnością kochały, jednakże równocześnie ci sami faceci podejmowali za nich decyzje i w pełni je kontrolowali. To nie jest widoczne w poprzednich częściach, ale po dosadnym przedstawieniu tego faktu przez nieustraszoną Harmony, po prostu kuje w oczy.
Oczywiście przy takim obrocie sprawy "przeklęte" musiały tupnąć nogą, co też zrobiły, jednak panowie mieli dylemat, bo przecież reguły klubu jasno mówiły, że "suki" nie mogą mieszać się w sprawy klubu, więc powinni im te nogi połamać. W tamtej chwili określenie suka idealnie oddawało rolę kobiety w tym środowisku. I powiem szczerze, testosteron z tej serii mocno stracił w moich oczach. W szczególności nasz "jąkała". Okay, nie powinnam być uszczypliwa, ale musiałam sobie ulżyć za te suki i za Kaina, bo w tym wszystkim centralną postacią był Rider, z którego zrobili sobie "spluwaczkę", no bo przecież trzeba. Zasady klubu mówią, że powinien zginąć, i kurde nieważne, że winy Ridera okazały się być przesadzone. Nieważne, że dzięki niemu ich kobiety wróciły do domu, bo wypuścił je, gdy jego brat psychol uprowadził dziewczyny. Nieważne, że przerwał to szaleństwo i próbował całkowicie zażegnać tych chorych praktyk, ponieważ nie miał wcześniej pojęcia, że cała ta religijna bzdura, to jedna wielka przykrywka dla pedofilii. Nieważne, że uratował Harmony i przyszedł do nich, aby ostrzec ich przed atakiem brata. Nieważne, że wielokrotnie ryzykował życie. Nieważne, że przez to iż postawił się bratu i spróbował przywrócić ład wśród swych ludzi, zniewolono go tłuczono całymi tygodniami. Nie. Przecież zasady klubu mówią, że musi zginąć, więc panowie z klubu muszą się dostosować, żeby przypadkiem nie podpadały im jaja.
Powiem szczerze, że od momentu gdy dotarła do mnie wyraźnie ta żenada, miałam nadzieję, że Rider i Harmony zostawią ich w chol..... i uwolniwszy się od rąbniętej sekty, uwolnią się również od niewiele mniej chorego klubu. Stanęło na moim, ale czuję, że w kolejnej części dojdzie do pojednania. Mam nadzieję, że się mylę.
Ogólnie szósta część jest takim chyba trochę dodatkiem, więc będzie krótsza i będzie opowiadała o ślubie Styxa i Mae, więc szczerze mówiąc przeczytam ją tylko dlatego, że chcę poznać dalsze losy Harmony i Ridera oraz oczywiście pary Flame'a i Madie, ale spodziewam się, że będzie tam zbyt wiele cukru.
Piąta będzie opowiadała o AK i Pheobie. Co do tej pary mam na razie mieszane uczucia, przynajmniej do AK (podpadł mi w wątku z Riderem). Chcę się ustosunkować i... i czekam na siódmą część. Luizjana, kartel narkotykowy, ku klux klan. To jest to, co tygryski kochają najbardziej, więc gdy przetrwam już ślub Mae i Styxa, a tak jak powyżej napisałam, czuję że będzie momentami za bardzo cukierkowo, to z niecierpliwością poczekam na część, która nęci mnie nie tylko z powodu karteli narkotykowych, nazistowskich świrów i fenomenalnych plenerów Luizjany, ale dość specyficznego wątku, który w tej serii zabłyśnie czymś nowy. Czym? Wolę się tu nie rozpisywać. W każdym razie uwierzcie mi, warto się w to zagłębić.
Druga rzecz, która mnie tu irytuje, to przesłodzone, cukierkowe sceny. Ktoś wraca, kogoś ratują, ktoś zakochuje się na zabój. W każdej części jest fragment, gdy potrzebuję chusteczek. I nie żeby było to coś złego, tekst jest dobrze napisany, ale w tej serii potrzebne są wstrząsy oraz bolesne, dotkliwe straty, a nie miejscowe rzyganie tęczą. Niestety, w każdej części. Ufff. Napisałam to. Ale szczerze mówiąc "Odkupienie" to naprawdę, według mnie, jest jak dotąd najlepszą częścią, przy tym rewelacyjnie prowadzony wątek, i nagle pojawia się tam fragment w którym cukier leje się w nadmiarze. Nie jest tego wiele, ale jednak jest. Autorka na szczęście nadrabia kapitalnie skonstruowanymi postaciami Ridera i Harmony oraz dobrymi scenami dramatycznymi, chociażby ta, gdy dochodzi do ludobójstwa. Niemal czułam emocje Ridera, którym to zdarzenie strasznie wstrząsnęło.
Harmony to dziewczyna, de facto również "przeklęta", która tak jak i Mae, Madie i Li, mieszkała w sekcje. Również i ona jako dziecko padła ofiarą chorych aktów "zespolenia z bogiem" i tego całego gówna (autorka ten wątek solidnie wyjaśniła, co również jest plusem, bo wiemy skąd się te praktyki wzięły i od czego się zaczęło). Harmony znacząco odstaje od pozostałych bohaterek tego cyklu, jednak w pozytywnym sensie. Laska ma ikrę i potężną siłę przebicia. Wie czego chce i nie waha się, aby po to sięgnąć.
Od zawsze miałam wrażenie, że pomimo iż po odejściu z sekty usposobienia dziewczyn zmieniały się, ewoluowały, to jednak w każdym przypadku czułam, że niestety w tych postaciach pozostawało coś z dawnej "religijnej dewotki". Harmony, choć jak się później okaże, przeszła o wiele więcej niż pozostałe bohaterki, od samego początku ma buntowniczą naturę, jest nieugięta i potrafi pokazać pazurki, które na samym końcu można już śmiało nazwać szponami, gdy w pojedynkę staje w opozycji przeciw jedenastu rosłym, zakrwawionym i uzbrojonym mężczyznom, którzy chcą zrobić coś, do czego ona nie chce dopuścić. Ona nie mówi: "odejdźcie, bo nie chcę żebyście to zrobili", ona wrzeszczy: "spierdalajcie, bo jeżeli spróbujecie to zrobić, wtedy was pozabijam!". "Po moim trupie" w jej ustach brzmi niesłychanie realistycznie. Ogólnie to mam wrażenie, że ta postać jako jedyna przyjmuje tamtą rzeczywistość taką, jaka jest realnie. W sumie nie od parady w którymś momencie Styx stwierdza, że gdyby była mężczyzną, bez wahania przyjąłby ją do klubu.
Harmony to najlepsza postać serii Kaci Hadesa. Zdeklasowała Flame'a, którego, jak sądziłam, nic i nikt nie mógł zrzucić z piedestału. Relacja Harmony i Ridera, to jedyna relacja, której kompatybilnie kibicowałam, i tak jak uwielbiam postacie Flame'a i Madie, to jednak Madie kulała przy swym mężczyźnie i zostawała w tyle. W przypadku głównych postaci "Odkupienia" nie mam takiego odczucia, gdyż oboje mają w sobie to coś. Harmony, tak jak napisałam, to dziewczyna, która wie czego chce i bierze to bez wahania. Nieustraszenie walczy z wiatrakami. I zdobywa niemożliwe.
Ridera pokochałam za jego chwiejność emocjonalną, za to jak dojmująco przeżywał zdarzenia, które nim wstrząsnęły, za dążenie do naprawienia błędów, nie tylko swoich i za pokorę oraz stawienie czoła konsekwencjom. Myślałam, że Kaci wykażą się człowieczeństwem i mądrością, jednak zawiodłam się i mam wrażenie, że w pewnym momencie miałam do czynienia ze stadem mężczyzn, których tok myślenia jest tak skomplikowany, jak budowa cepa.
Rider to postać, która ma w sobie pewnego rodzaju szlachetność i obycie, jest inteligentny i ludzki, pomimo wcześniejszych potknięć, które w głównej mierze spowodowane są nieświadomością rzeczy i zakłamaniem, w jakim go utrzymywano. Harmony to dziewczyna, która nie obawia się wykrzyczeć tego, co myśli i stawić czoła niebezpieczeństwu, przy czym ma w sobie ogromną siłę przebicia, co dostrzega nawet Styx. Myślę że o ile pozostałe bohaterki potrafiłyby zaprezentować taką samą postawę, to nie dałyby rady wcielić jej w życie, natomiast Harmony, w przeciwieństwie do nich bezkompromisowo przechodzi do czynów zanim nawet otworzy usta. Końcowe sceny w stodole doskonale to prezentują. Przeczytałam ten fragment dwa razy z rzędu. Za pierwszym razem dosłownie pożerałam tekst, chcąc dowiedzieć się jak się skończy, za drugim na spokojnie chłonęłam słowa Harmony i docierało do mnie jak bardzo są trafne.
Ta para tworzy świetne połączenie inteligencji, uczciwości, poświęcenia oraz brawury, głównie ze strony Harmony. Nie mam pojęcia jak autorka poprowadzi dalej ich wątek, ale chyba byłoby dla nich lepiej, aby zostawiła ich w tym samym miejscu w którym są teraz. Mam nadzieję, że nie będzie chciała zrobić tam efektu, "jedna, wielka rodzina", bo byłoby to takie wpasowanie się w schemat i, nie oszukujmy się, za bardzo zatrąciłoby Disneyem.
Pozostaje teraz czekać na kolejną część i ujrzeć wszystko oczyma AK i rudowłosej Pheobie.
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję wydawnictwu Editiored.
0 komentarze