Bang, bang, he shot me down... "Bang" - E.K. Blair [bardzo subiektywnie Meg]

czerwca 26, 2018



Autor: E.K. Blair
Tytuł: Bang
Seria: Czarny Lotos
Wydawnictwo: NieZwykłe
Rok wydania: 2018
Stron: 400





Historia.
Od kilku dni zadaję sobie pytanie, jak zrecenzować książkę, która rozerwała moje serce, wywołała w głowie huragan myśli i zmiażdżyła mnie emocjonalnie. Kiedy tylko dostałam ją w swoje ręce, zaczęłam czytać. Wychodząc z poczty, rozerwałam paczkę i potykając się o nierówności chodnika, przepadłam. Już po kilku stronach przekonałam się, że nie doceniłam jej, porzucając dawno temu oryginał. Nie twierdzę, że jest idealna. Były momenty, w których musiałam ją odłożyć z powodu natłoku negatywnych uczuć, przepełniającej mnie złości i wewnętrznej wrażliwości na pewne poruszane w niej tematy, ale… potem bardzo szybko wracałam. Bo musiałam wiedzieć, co wyniknie z misternie tkanego planu głównej bohaterki. I chociaż żałuję, że nie było w niej więcej akcji, a ciut mniej erotyki to jestem zdecydowanie fanką Niny i Declana.
Bohaterzy.
Nina, a właściwie Elizabeth nie miała łatwego życia. Nie! Stop! Jej życie było prawdziwym koszmarem. To, co ją spotkało nigdy, przenigdy nie powinno się wydarzyć. NIKOMU. Jako mała dziewczynka została oddana do rodziny zastępczej, ponieważ jej ojciec, który się nią opiekował, został zamknięty w więzieniu. Na skutek tęsknoty i niezrozumienia sytuacji wymykała się i sprawiała kłopoty, przez co była przenoszona do kolejnych domów. W końcu trafiła do prawdziwego piekła. Nie zdradzę reszty, ale byłam wstrząśnięta. Miałam nawet taki moment, kiedy lekko mnie zemdliło… przeżywałam razem z nią niewyobrażalny ból psychiczny i fizyczny. To, co ją spotkało, nie mogło się dobrze skończyć dla jej psychiki. 
Nina niesiona chęcią zemsty wychodzi za Benneta, prowadzi na pozór normalne życie nieco wycofanej, ale i wyniosłej milionerki, cały czas knując i planując zapłatę za swoje krzywdy. Pomaga jej w tym przyrodni brat Pike, który razem z nią przeszedł przez horror. I o ile współczułam mu podobnie jak Ninie, o tyle myślę, że niestety w dorosłym życiu był mocno winny ciągnącej się z nią traumie. Oboje powinni byli inaczej pokierować życiem, inaczej próbować poradzić sobie z przeżyciami, lecz niestety nie mieli nikogo, kto pokazałby im inną, lepszą drogę.
Bennet zaś w tej historii jest jedynie cieniem. To moim zdaniem najsłabsza postać z całej książki, chociaż mająca ważny udział w historii i jej konsekwencjach.
Zemsta.
Zupełnie nie rozumiem postępowania i wniosków wyciągniętych przez Ninę w tej kwestii (nie chcę spoilerować, więc nie powiem dokładnie, o co chodzi, jednak czytając „rozwiązanie”, domyślicie się), lecz mogę jedynie podejrzewać, że tutaj autorka chciała pokazać ,co tragiczne przeżycia zrobiły z jej umysłem. Czasem w swym zachowaniu nadal przypominała małą zagubioną dziewczynkę, którą była, kiedy pozbawiono ją jej „prawdziwego” życia. Przez te wszystkie lata nakręcała się faktem, że zostało jej ono „skradzione”, niestety w mojej opinii winiła nieodpowiednią osobę. Dodatkowo pomimo głębokiego przekonania o własnej sile i obojętności na otaczający ją świat, tak naprawdę nadal czekała na swojego księcia. A kiedy już się zjawił…
Książę Declan.
Tak, jak napisałam na instagramie, w krótkim podsumowaniu książki – nawet pośród największego mroku można znaleźć światełko. Nawet w skamieniałym na pozór sercu może zrodzić się uczucie. Tylko czy zawsze jesteśmy w stanie je dostrzec? W odpowiednim momencie zawrócić ze szlaku prowadzącego do samozagłady? O tym, czy Ninie się to udało, musicie przekonać się sami, ja mogę jedynie zagwarantować, że zdecydowanie brak tam typowych schematów, a tony lukru i brokatu nie wyleją się na Was z kolejnych stron powieści. Będzie mocno, zaskakująco, ale jak dla mnie także refleksyjnie. W mojej głowie bowiem powstało wiele pytań. Takich dotyczących świata i rządzących nim praw, miłości, tego ile można dla niej poświęcić i dlaczego życie dla niektórych jest jedynie pasmem cierpień? Czy sami sobie jesteśmy winni, czy czasem po prostu kompletnie nie mamy wpływu na nasz los?
Zakończenie.
Adekwatne do tytułu ;) Bang do samego końca, a może przede wszystkim w końcowej części zagra Waszymi uczuciami. Nie zdziwię się, jeśli kilka egzemplarzy wyleci przez okno albo zostanie rozszarpanych ze złości na strzępy. I o ile w ciągu całej książki w pewnych momentach delikatnie pchnęłabym akcję do przodu, o tyle na końcu nie sposób się nudzić. Rollercoaster emocji, pomieszanie zmysłów i totalna bezsilność. Balansowanie na granicy miłości i nienawiści. Ja nadal nie wiem, czy bardziej tę książkę kocham, czy nienawidzę za to, co mi zrobiła.
Jedno jest pewne – I’m totally BANG ;) 

Ps. Piosenka z tytułu - Bang Bang My baby shot me down w różnych wykonaniach totalnie kojarzy mi się z książką.

Moja ocena 5/6


Meg

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłemu  


You Might Also Like

0 komentarze

Dołącz do nas na Facebooku!

Instagram

Subscribe