Historia lubi zataczać koło - "Miłość szeptem mówiona" Monika Joanna Cieluch [Meg]
maja 27, 2018
Autor:
Monika
Joanna Cieluch
Tytuł: Miłość szeptem mówiona
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2018
Stron: 421
Pola
lawendy, przepiękna
okolica,
stadnina koni, a do tego przystojny i inteligentny ON… czy można
chcieć czegoś więcej?
Owszem.
Margaret
nawet nie chce słyszeć o wyjeździe do kraju swoich przodków. Nie
lubi całej tej „polskości”, chociaż w jej żyłach płynie
polska krew. Jest młodą, upartą i niebywale skupioną na sobie
Brytyjką, mieszkająca w Londynie. Pragnie wielkiego świata, imprez
oraz fortuny, na którą... nie zapracowała. Jej babcia, Zofia,
chcąc
dać jej ostatnią szansę na zamianę zachowania i docenienie tego,
co tak naprawdę w życiu ważne, wysyła ją na
jakiś czas do
swojej przyjaciółki. Helena w Strzyczewicach wraz z wnukiem
Tomaszem zamieszkuje
Lawendowy Dworek, który ma stać
się dla
Mag miejscem wewnętrznej przemiany. I tak oto światowa dziewczyna z
wielkiego miasta trafia na polską wieś. Czy
jej się to podoba, czy nie, musi przez trzy miesiące mierzyć się
z codziennością zgoła inną
niż ta, w której do tej pory żyła.
Czy
zmuszenie egocentrycznej Mag do czyszczenia
stajni
przyniesie zamierzony efekt, musicie przekonać się sami, ja jednak
postaram się Was zachęcić do sięgnięcia po ten zdecydowanie
udany debiut Moniki Cieluch.
„Miłość
szeptem mówiona” to powieść
wielopoziomowa. Na kilkuset stronach poznajemy nie tylko historię
Margaret,
ale przenosimy się do czasu młodości jej babki. Dowiadujemy
się,
do
jakich wyborów była zmuszona i co sprawiło, że teraz tak, a nie
inaczej, postępuje z wnuczką.
Sama przed laty zagubiona pomiędzy miłością i przyjaźnią
pragnie, by Margaret odnalazła w sobie te
właściwe uczucia
i przestała
skupiać się jedynie na przyjemnostkach. Muszę przyznać, że te
części pisane z
perspektywy
Zofii bardzo mi się podobały. Pomimo
że w niektórych wypadkach postąpiłabym zupełnie inaczej, gdzieś
w głębi rozumiałam jej zachowanie
i decyzje.
Polubiłam
zarówno ją, jak i jej fantastycznego męża. Ten mężczyzna na
długo pozostanie w mojej pamięci – uwiódł mnie swoim
nienagannym
zachowaniem
i ogromem miłości.
Jeśli
zaś chodzi o samą Margaret, to przez pierwszą połowę książki
bywały momenty, kiedy mnie irytowała (szczególnie
swoimi angielskimi wtrąceniami, przypominając mi jedną z
celebrytek).
Później
było znacznie lepiej - Gośka zamiast narzekać, zaczęła działać.
Podobnie,
jak z
główną bohaterką było z samą akcją -
nieco za wolno tocząca się historia utrudniała
mi pokonanie kilku pierwszych rozdziałów,
lecz zrzucam to na karb moich upodobań. Drugą połowę za to
pochłonęłam w jeden wieczór. To
właśnie tam zalazłam ogrom
emocji, rozwijającą
się miłość i cudowną
przyjaźń, będącą
dla mnie bezapelacyjnie najlepszą stroną tej książki. Postać
Majki, która
z czasem staje się przyjaciółką Mag,
skradła
moje serce całkowicie. Przyznaję
też, że zaraz potem rozerwała je
na drobne kawałeczki, pozostawiając po sobie takie spustoszenie, że
musiałam chwilami odkładać
książkę, by
ochłonąć. Płakałam, a nie zdarza mi się to często. I nie była
to jedynie łezka czy dwie.
Wspomniałam
też, że jest jakiś ON. Tomasz. Czasem miałam ochotę nim
potrząsnąć albo na niego nawrzeszczeć. Sama do końca nie wiem,
czy bardziej go lubię, czy może to złość przeważa. Nie chcę za
wiele zdradzić, więc może tę postać same rozgryźcie.
„Miłość...”
to przepiękna,
uczuciowa
podróż,
którą odbywamy wraz z bohaterami, towarzysząc
im w poznawaniu samych siebie, odkrywaniu pragnień
i poszukiwaniu szczęścia. Obserwujemy drogę, jaką przebywają,
mierząc się ze swoimi słabościami, oraz zmiany, jakie w nich
zachodzą, dzięki czemu stają się nam bliscy. Nie są idealni,
popełniają błędy i podejmują złe decyzje. Dojrzewają do
podjęcia jeszcze jednej próby zawalczenia o lepsze życie. Czy
dostaną
taką szansę?
Przeczytajcie
– nie pożałujecie.
Dodam
jeszcze, że autorka ma wspaniały, lekki i dopracowany styl. Zdania
czyta się płynnie, a opisy malują nam przed oczami to, co dzieje
się na kartach książki. Może w pierwszej połowie jest ich ciut
za dużo, ale wiem, że są osoby, które je pokochają.
Jeżeli
lubicie powieści obyczajowe, sięgnijcie po nią koniecznie. To
naprawdę dobry debiut.
I w myśl
zasady Mag - „One
time kozie death” - zaryzykujcie
i dajcie się porwać.
Wasza Meg.
Moja ocena 5/6
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Novae Res
0 komentarze