"Instytut" Stephen King czyli powrót Mistrza [Ann]

listopada 06, 2019






Tytuł: „Instytut”
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Albatros
Wydano: 11.09.2019
Stron: 672

 ***
Opis wydawcy:

Zjawiają się w nocy.
W ciągu dwóch minut eliminują wszystkie przeszkody.
I uprowadzają obiekt.
Interesują ich dzieci.
Wyjątkowe dzieci…
Luke Ellis budzi się w pokoju do złudzenia przypominającym jego własny, tyle że bez okien. Wkrótce orientuje się, że trafił do tajemniczego Instytutu i nie jest jedynym dzieciakiem, którego tu uwięziono. To miejsce odosobnienia dla nastolatków obdarzonych zdolnościami telepatii lub telekinezy. W Instytucie zostaną poddani testom, które wzmocnią ich naturalną, choć nadprzyrodzoną moc. Opiekunowie nie mają skrupułów – grzeczne dzieci są nagradzane, nieposłuszne – są surowo karane. Wszyscy jednak, prędzej czy później, trafią do drugiej części Instytutu, a stamtąd nikt już nie wraca.
Gdy kolejne dzieci znikają w Tylnej Połowie, Luke jest coraz bardziej zdesperowany. Musi uciec i wezwać pomoc. Bo jeśli komuś miałoby się udać, to właśnie jemu.



***


O tym, że Stephen King jest pisarzem wyjątkowym, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Jego powieści sprzedały się w milionach egzemplarzy, a mnóstwo z nich doczekało się również swoich ekranizacji czy adaptacji. Ja zetknęłam się po raz pierwszy z twórczością mistrza grozy jeszcze w podstawówce, sięgając po „Miasteczko Salem”. Pamiętam wieczory spędzone na czytaniu tej powieści w ukryciu przed rodzicami. Do tej pory miło wspominam emocje, jakich dostarczyła mi lektura. Kolejne lata mijały, a styczność z książkami Kinga kończyła się różnie. Niektóre wywierały na mnie naprawdę duże wrażenie, przy innych lekko się nudziłam lub denerwowałam zakończeniem psującym mi odbiór całości. Dlatego do lektury „Instytutu” podeszłam pełna obaw. Na szczęście tym razem się nie rozczarowałam.
Akcja powieści rozkręca się powoli. Można powiedzieć, że prawdziwa uczta dla czytelnika zaczyna się nieco później. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron powoli wsiąkamy w specyficzny klimat. Kiedy dotarłam do mniej więcej setnej strony, zorientowałam się, że nie mogę oderwać się od lektury i kolejne kilkaset stron czytałam do późnej nocy, by jak najszybciej poznać rozwiązanie zagadki.
Głównym bohaterem „Instytutu” jest Luke, dwunastolatek wyróżniający się ponadprzeciętną inteligencją. Określenie go mianem geniusza nie będzie nadużyciem. Jednak nie tylko inteligencja sprawia, że chłopak jest wyjątkowy; posiada on zdolność telekinezy. Co prawda nawet sam nie zdaje sobie sprawy z tych rzadkich umiejętności, jednak przez tę właściwość trafia na celownik pewnej tajnej organizacji. Zostaje porwany i umieszczony w ukrytej gdzieś w lasach stanu Maine placówce, gdzie znajdują się dzieci podobne do niego. Razem z chłopakiem trafiamy w sam środek trwającego od wielu lat projektu, w którym wykorzystywane są dzieci posiadające zdolności telekinezy i telepatii.
Sam pomysł na fabułę nie jest może czymś odkrywczym. Ile razy przerabialiśmy w literaturze motyw dzieci o wyjątkowych zdolnościach, eksperymentów na ludziach, czy tajnych organizacji rządowych, sterujących światem. Jednak wartka akcja i wyszlifowany warsztat Kinga sprawiają, że otrzymujemy coś, co mocno wciąga czytelnika. Dodatkowym atutem jest główny bohater. Luke’a można łatwo polubić, utożsamić się z jego wyborami, odczuwać jego emocje i lęki, kibicować jego poczynaniom. Pozostałe postaci dziecięce również nie pozostawią czytelnika obojętnym. Wszystkie nad wiek dojrzałe, o odmiennych charakterach zapadają w pamięć, dzięki czemu niektóre sceny grają na naszych emocjach jeszcze silniej, a zakończenie pozostawia słodko-gorzki posmak.
Jeszcze zanim zaczęłam lekturę „Instytutu” natknęłam się na porównania powieści do „Stranger things” czy „To”. Ja osobiście widzę nawiązania do „Stranger things” (choć właściwie to twórcy serialu inspirowali się dziełami Kinga, więc trudno byłoby nie dostrzec podobieństw). Podczas czytania „To” towarzyszyły mi inne emocje. Pomijając fakt, że w obu przypadkach mamy do czynienia z grupą dzieciaków, na które czyha niebezpieczeństwo, są to dla mnie kompletnie różne sprawy.
Nie mogę nazwać „Instytutu” horrorem. Mamy tutaj raczej do czynienia z thrillerem z elementami horroru. Wyraźnie widać, że Mistrz w tej powieści nieco złagodniał, spojrzał na swoich bohaterów od nieco innej strony, nie stawiając już tak mocno na straszenie czytelnika. Dostarcza nam też materiału do przemyśleń. Można zadać sobie pytanie, co jest ważniejsze: dobro jednostek (w tym przypadku dzieci ze specjalnymi zdolnościami) czy kierowanie się własnymi przekonaniami dla utrzymania porządku. Czy okrucieństwo jest usprawiedliwione, jeśli ma służyć dla wyższego dobra.
Podsumowując, mogę z czystym sumieniem polecić „Instytut”. Zadowoleni powinni być nie tylko fani Kinga, czy wielbiciele horrorów. Nawet moja przyjaciółka, która z jego twórczością nie ma raczej zbyt często do czynienia, dała się wciągnąć w wir akcji i dosłownie pochłonęła książkę w dwa dni. I chociaż „Instytut” nie trafi na moje osobiste podium książek Mistrza, nadal jest wysoko w hierarchii. Cieszę się, że po kilku powieściach, które nie do końca trafiły w moje oczekiwania (a wobec książek Kinga oczekiwania mam wyższe niż wobec reszty), mogłam przeczytać coś, co przypomniało mi emocje, jakie odczuwałam podczas czytania jego najlepszych dzieł.


Moja ocena: 9/10


Autor: Ann


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Albatros






You Might Also Like

0 komentarze

Dołącz do nas na Facebooku!

Instagram

Subscribe